wtorek, 5 kwietnia 2016

Co mi zabrał, a co dał Internet

Internet to taka magiczna przystań, w której może zatrzymać się każdy. Niezależnie od wieku, od wyglądu, upodobań i charakteru. To nie zawsze jest dobre.
Internet może dać poczucie bezpieczeństwa, akceptacji, ale może też sprawić, że znienawidzimy siebie, swoje życie, a wszystko, na co spojrzymy będzie ciemne, ponure i beznadziejne.
W Internecie możemy spotkać naprawdę fajnych ludzi, zdolnych do empatii, o podobnych zainteresowaniach, albo siejących nienawiść, obrażających nas i powodujących myśli samobójcze.

Bez dwóch zdań. Może dać nam wiele, ale zabrać jeszcze więcej. Dlatego chcę wam przedstawić moją listę takich rzeczy.

Dał:
Twittera
Twitter dał mi dużo pewności siebie. Mogłam przeczytać bardzo wiele miłych słów, przeprowadzić wiele zabawnych konwersacji i poznać ludzi o podobnym/ takim samym zdaniu. A w realu to graniczy z cudem, uwierzcie.
Nie zliczę sytuacji, w których ze śmiechu turlałam się po podłodze albo bałam się czy obudzę mamę w nocy. Czasem też naprawdę się wzruszałam lub płakałam ze smutku.
Bo Twitter może być pozytywnym miejscem, ale może być też jedynym, gdzie nie boimy się wyżalić i mówić co myślimy o sobie, i innych.

- Google
Głupie, co nie? Każdy ma dostęp do Google, każdy może korzystać z Google. Google to już nie jest nic nowego.
Ale ma swoje plusy, które naprawdę doceniam.
Uwielbiam wyszukiwać informacje, ślęczeć przed komputerem albo telefonem i czytać o czymś, co chyba nigdy mi się nie przyda, a jest super ciekawe i po prostu chcę wiedzieć o tym, jak najwięcej.
Kiedyś mój brat powiedział coś w stylu: W ciągu dwóch dni dowiedziała się więcej o rekinach niż wszyscy z naszej rodziny razem wzięci.
To naprawdę było miłe.

Wattpada
To w sumie nie jest nic takiego super, nie zmieniło jakoś mojego życia. Ale znowu: poznałam wielu fajnych ludzi, pośmiałam się z ich książek i komentarzy (które często są śmieszniejsze niż samo opowiadanie).
Oczywiście zyskałam szansę na przeczytanie wielu świetnych tworów (beznadziejnych też) i niezliczonej ilości rad.
Mogę też publikować to, co sama napiszę i poznać opinię innych. Na wtrącam to wszystko jest o wiele wygodniejsze niż na np.: Blogspcie.
- Wiele zespołów
Wróciłam do starych, poznałam nowe. Jedne polubiłam, drugie nie.
Ale dziękuję za je wszystkie.

- Zakupy online
Co tu dużo mówić (pisać), są naprawdę wygodne. Wielu rzeczy nie można znaleźć w mojej okolicy albo są dwa razy droższe.
I nie trzeba się ruszać z domu.

Zabrał:
- Czas
Tak, to chyba jest najbardziej zauważalne. Nie mam czasu pisać, rysować, czytać, a to wszystko przez Internet (Twitter). Jestem tego pewna, uzależniłam się od niego. Idealnie obrazuje to sytuacja z pewnego dnia w szkole: Zapomniałam wziąć z domu telefon i cały czas o tym myślałam. Nie mogłam się na niczym skupić, a w efekcie dostałam dwa ze sprawdzianu z matematyki. Niepokojące? Trochę.
Nie wiem, nawet kiedy to w pewien sposób zawładnęło moim życiem, ale w pełni zdaję sobie z tego sprawę. Pozostaje pytanie: Czy ja chcę w ogóle coś z tym zrobić?

- Część szczęścia
Pamiętam czas, kiedy jadłam co chciałam, wyglądałam jak chciałam, tak naprawdę mało co mnie obchodziło. A jak to wygląda teraz?
Nie jem tego, co chcę, bo albo ulegam pokusom, jem, bo muszę, albo specjalnie sobie czegoś odmawiam przez strach przed przytyciem. Nawet teraz, jak to piszę jestem po tylko jednym posiłku i dwóch herbatach. A jest już wieczór.
Nie wyglądam jak chcę. Uważam, że jestem gruba. Po prostu. Nie chodzi o ubranie, fryzurę czy makijaż (którego zresztą nie ma). Chciałabym po prostu spojrzeć w lustro i powiedzieć: Wow! Chcę tak wyglądać cały czas!
Nie. Nie ma tak. I pewnie wzięło się to z Internetu. Gdyby nie on, pewnie nie wzięłabym do siebie haseł typu: „Chude jest piękne!”, „Jedzenie jest złe!”. Bo nawet jeśli coś w tym stylu jest w telewizji, to nie ma to dla mnie znaczenia. Nie przejmuję się telewizją, to dno jak mam być szczera.

Dał (w negatywnym sensie):
- Złe pomysły
Na przykład wpisywanie w Google: „Jak prowokować wymioty”, „Jak się zabić”, „Jak szybko schudnąć”, „Ile można schudnąć z pro aną”, „Jak wyciszyć uczucie głodu”
Myślę, że gdyby nie Internet nigdy nie pomyślałabym o tego typu rzeczach, nigdy nie musiałabym odwiedzać psychologa.

Mimo wszystko nie żałuję, że on istnieje. Bo nawet jeśli ma dużo negatywów, to są też pozytywy. Po prostu dzisiaj chciałam się skupić na tych pierwszych.

czwartek, 11 czerwca 2015

Lista rzeczy, które kojarzą mi się z dzieciństwem

1. Lody 
Nie takie zwykłe lody , tylko te, najlepsze na świecie.
Nie pamiętam firmy, która je robiła, ani ich nazwy.
Były żółto zielono różowe, na patyku.
Miały jedyny w swoim rodzaju smak, więc możecie sobie wyobrazić 
moją radość, kiedy zobaczyłam ich podróbkę w sklepie.
Różniły się tylko wielkością i opakowaniem, ale przyjemnie było, przypomnieć sobie ten smak.
2. Spaghetti 
A konkretnie, spaghetti mojej babci.
Jedyne w swoim rodzaju. Sos był "wodnisty", inny niż wszystkie inne.
Zawsze było podawane w sobotę, przynajmniej kiedy byłam tam z bratem.
Jest po prostu pyszne.
3.Fafik...
...to mój zdechły pluszak. Zdechły? Pytacie.
Otóż, podczas jednej z zabaw, Fafik stracił ogon,
po powrocie do domu (byliśmy na jakimś wyjeździe)
pieska nigdzie nie było.
Nadal tego żałuję, ale cóż.
Takie życie.
4. Shaman King 
To może wydawać się głupie, ale to anime jest
nieodłączną częścią moich wspomnień.
Z tego co wiem, było to moje pierwsze anime,
które oglądałam już pięć, czy sześć razy.
Potem przeczytałam mangę.
Dwa razy.
I co? Nadal mi się nie nudzi! Lubię do tego wracać,
przypominać sobie uczucia i losy bohaterów, a
 opening nadal znam na pamięć.
**************
     To chyba już wszystko, ale nie zdziwię się, jeśli ta lista będzie aktualizowana.
Mam pomysł na kolejne posty, więc szykujcie się!

 O mój boże! Znalazłam informacje na temat tych lodów!
Czyli, to co wtedy jadłam, nie było podróbką!


źródło